Nigdy nie miałam sztucznych rzęs, no może ten jeden raz kiedy genialna stylistka dokleiła mi na potrzeby sesji fotograficznej kępki. Poza tym jednym razem dbam o swoje rzęsy jak mogę i regularnie je maluję. Dlatego jak tylko wpada w moje łapki nowy tusz do rzęs cieszę się jak dziecko.
Tym razem nie jest inaczej, zwłaszcza że w ręce wpadł mi produkt marki Bourjois Paris, a to nie byle jaka marka. Swój egzemplarz maskary znalazłam w genialnym boxie PureBeauty (wciąż dostępnym).
Zamknięty w bardzo miłej dla oka i jeszcze bardziej wygodnej buteleczce tusz ma właściwości wydłużające, dodatkowo jego zadaniem jest uniesienie rzęs do góry, co ma nadać naszemu naturalnemu wachlarzowi efekt otwartego oka. Jestem pewna, że znacie to modelowanie. Piękne, duże oko, ozdobione milionem rzęs. Wyposażony w podwójną szczoteczkę preparat unosi rzęsy do 20 stopni i zapewnia im pielęgnację oraz ochronę. Tej drugiej niestety nie dane mi było doświadczyć, ponieważ moje rzęsy się "nie sypią", raz na jakiś czas jedna postanowi wypaść.
Osadzenie moich oczu sprawia mi nie małe problemy z osypywaniem się tuszu, te które się kruszą, osiadają pod dolną powieką i tworzą paskudne, szare cienie pod oczami, dodając efektu zmęczenia i starości. Tu propozycja od Bourjois rośnie w siłę i ma niemałą przewagę nad większością tuszy z jakimi miałam styczność. To za sprawą idealnego dopasowania do rzęs, tusz zostaje na nich, a nie dookoła. Ma ładny głęboki kolor, nie ma zapachu, co dla mnie jest absolutnie wspaniałą zaletą, a jego konsystencja jest lekko kremowa. Efekty jakie uzyskuję przy jego użyciu są dla mnie bardzo zadowalające już przy jednej warstwie (sporadycznie nakładam dwie).
Obecnie w drogeriach hebe macie go w fajnej promocji, zachęcam do skorzystania z niej póki trwa!
Obecnie w drogeriach hebe macie go w fajnej promocji, zachęcam do skorzystania z niej póki trwa!
/Em
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz